Temat oklepany przez wiele blogów,ale podoba mi się ten rozdział.Zapraszam do komentowania ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Leże na ziemi i patrzę jak z pyska zmiecha spływa ślina prosto na mój policzek. Chce uciec,ale nie mogę ruszyć niczym poza mięśniami twarzy. Drugi zmiech wskakuje na mnie i przygniata jeszcze mocniej do chłodnej ziemi,żebym nie uciekła,choć to i tak nie możliwe. Zaczynam krzyczeć i błagać o pomoc gdy szarpią moimi kończynami,dla nich jestem tylko pożywieniem. Nagle ktoś zza krzaków zaczyna rzucać kamieniami w potwory. Peeta,chce mi pomóc. Zmiechy wypatrują ofiary i gdy w końcu go dostrzegają zaczynają biec w jego stronę. Mnie zostawiają "niedokończoną".-Uciekaj! Peeta uciekaj!-krzyczę ostatkiem sił.Blondyn biegnie,ale już po chwili jeden łapie go za nogę,upada.Chłopak próbuje się bronić. Zmiechy wskakują na niego i odrywają najpierw części ubrania. Później szarpią go za rękę. Wymiotuje. Chce do niego biec,pomóc mu lecz nogi dalej odmawiają mi posłuszeństwa. Peeta leży w kałuży własnej krwi,nie rusza się. Krzyczę,ale to bezsensu. Moje serce rozpada się na tysiąc kawałeczków.
Z lasu wyłania się postać człowieka, próbuje zwrócić na siebie uwagę potworów. To morfalinistka z dystryktu 6. Potwory ruszają za nią w pogoń. Zaskoczona czołgam się w kierunku Peety. Nagle słychać wystrzał i zdjęcie blondyna ukazuję się na niebie. Zaczynam szlochać głośno i łapie jego poharatane ciało w objęcia. Topię się we własnych łzach. Przymykam oczy na chwilę i czuję że jestem w zimnej wodzie. Rozglądam się dookoła,nic nie rozumiem. Przypomina mi to arenie trzeciego ćwierćwiecza poskromnienia. Niedaleko mnie zauważam chłopaka unoszącego się na wodzie. Peeta. Ile sił płynę w jego stronę, przyciągam go do siebie i ciągnę na brzeg. Potrząsam nim i krzyczę jak głupia. Słysze poduszkowiec który przylatuje po ciała. Po co on tutaj? Jest już nad nami, wysuwa metalowe szczypce i łapie blondyna w pasie. -Zostawcie go! On żyje- krzyczę. Jego ciało jest wysoko. Zaczynam łkać,gardło mam zdarte.
-Katniss ! -ktoś potrząsa moim ciałem.
-Katniss obudź się,proszę-ten głos... Otwieram oczy i widzę go, mojego niebieskookiego chłopca z chlebem.
-Peeta-mówię przez łzy.
-Cii..jestem przy tobie-mówi. Dopiero uświadamiam sobie że jestem w jego potężnych ramionach,które dają mi bezpieczeństwo.
-Peeta zostań ze mną,proszę-mówię szybko,bojąc się odpowiedzi.
-Zawsze-odpowiada.
Pozwalam mu położyć się wygodniej na łóżku. Uspokajam się jeszcze parę minut i zasypiam w jego objęciach.
Jak słodko <3 Jak ja kocham czytać te momenty, kiedy Peeta uspokaja Katniss mówiąc że to tylko koszmar ^^ NIE DAJ SIE KATNISS! Te koszmary nie przejdą i tak xD (upss, ale ją pocieszyłam:/)
OdpowiedzUsuńCóż by tu napisać, na razie idzie Ci pisanie świetnie i tylko wystarczy czekać na więcej rozdziałów ^^ JESTEM GŁODNA! :D
Mówmy szczerze na razie to flaki z olejem XD
UsuńAle dziękuję <3 dajesz mi takiego kopa w dupę że biorę się za kolejny rozdział :*