Welcome,Welcome,Welcome! :)
Jestem tu! Lecz nie przyszłam tu z kolejnym rozdziałem,uwierzcie lub nie,ale zabierałam się do pisania 5 rozdziału jak tylko opublikowałam 4.Byłam w połowie i nagle pomyślałam sobie że przeczytam poprzednie rozdziały (długo mi to nie zajęło).Nagle poczułam że mam tylu pomysłów w głowie,że inaczej mogłam napisać ten początek...tysiąc zmian.
Nagłe wydarzenia życia zniechęciły mnie do pisania czegokolwiek...
Ale wchodziłam tu codziennie,szczególnie żeby zobaczyć co się dzieje u moich ulubionych pisarek Peetniss :D <3 i szczerze mówiąc to pomogło mi się uwolnić od melancholii.
Wracając do tematu,chciałam się was zapytać...czy powinnam usunąć wcześniejsze rozdziały i zacząć od nowa? sądzę że tak by było lepiej i że stać mnie na więcej.Dzięki za kom~Kat.
Katniss i Peeta dalsze losy
środa, 22 czerwca 2016
niedziela, 24 kwietnia 2016
Rozdział 4.Świat staje się piękniejszy
Powróciłam! :) Witam po długiej przerwie. W tym rozdziale dużo Peetniss ostrzegam,ale to jak zawsze <3~Kat.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Haymitch patrzy na nas z tajemniczym uśmiechem.Widzi moje szczęści i się nim cieszy,żałuje że wylałam tyle złości na tego staruszka,ale w sytuacjach impulsywnych i tak nie potrafię tego zmienić.Czuję ogarniającą mnie radość dawno się tak nie czułam.To ciepło bijące od niebieskookiego i nagle świat staje się piękniejszy.Peeta odrywa się ode mnie powoli i wstaje,podaję dłoń naszemu byłemu mentorowi na przywitanie.Spoglądają na siebie,Haymitch wygląda jakby chciał coś przekazać wzrokiem,nie mówią.Cisza i nieświadomość mnie przygniatają więc zerkam na nich obojga i wypalam:
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Haymitch patrzy na nas z tajemniczym uśmiechem.Widzi moje szczęści i się nim cieszy,żałuje że wylałam tyle złości na tego staruszka,ale w sytuacjach impulsywnych i tak nie potrafię tego zmienić.Czuję ogarniającą mnie radość dawno się tak nie czułam.To ciepło bijące od niebieskookiego i nagle świat staje się piękniejszy.Peeta odrywa się ode mnie powoli i wstaje,podaję dłoń naszemu byłemu mentorowi na przywitanie.Spoglądają na siebie,Haymitch wygląda jakby chciał coś przekazać wzrokiem,nie mówią.Cisza i nieświadomość mnie przygniatają więc zerkam na nich obojga i wypalam:
-O co chodzi?-pytam z lekkim zdenerwowaniem.Choć tego nie chce mam Peete,to egoistyczne z mojej strony.Układam plan naszego dalszego życia a tak naprawdę nie wiem nic.Przypomniałam sobie że miałam porozmawiać z Peeta,a ja tak po prostu wpadłam mu w ramiona bez żadnych wyjaśnień.Jak mogłam zapomnieć o czymś tak ważnym?
-O nic,Skarbie.-wyrywa mnie z uświadomień Haymitch.Peeta słysząc to patrzy na nas krzywo,nie wiem dlaczego,przyzwyczailiśmy się że do mnie tak mówi.To denerwujące,ale do akceptacji.Wybuchamy śmiechem na widok miny chłopaka zapominając o temacie rozmowy której rozpoczęłam.
-Haymitch przyjdziesz dziś do nas na kolację?-odzywa się Peeta.
-Do NAS?-po chwili zrozumiałam że powiedziałam to na głos.
-Katniss ja..prze...
-Oh no tak,to jak przyjdziesz Haymitch?-przerywam blondynowi a na jego twarzy po usłyszeniu moich słów pojawia się blady uśmiech.Haymitch uśmiecha się do mnie ciepło jakby chciał powiedzieć "brawo Katniss wybrnęłaś,nie spieprz tego".Odpowiada w końcu na moje pytanie:
-Z wielką chęcią,ale może jutro.Macie do pogadania-wypowiadając to zerka na Peete i odchodzi.
Peete wziął swoją walizkę i poszedł do siebie do domu.Zaraz idziemy na spacer.Rozmowa nas nie ominie chce żebyśmy sobie wszystko wyjaśnili,ale trochę boję się tej rozmowy.Nie rozmawialiśmy szczerze chyba od zakończenia wojny...potem wyjechał.Dużo się zmieniło,ale mam nadzieję że nasze uczucia się nie zmieniły,bynajmniej moje.On jest tym czego ciągle mi brakowało,moją ostoją,ucieczką,miłością.
Korzystając z okazji idę się odświeżyć do toalety.Wyciągam tusz i podkręcam moje liche rzęsy. Johanna go u mnie zostawiła,gdy ostatnio do mnie przyjechała,ostatnio czyli z dwa miesiące temu.Telefonicznie też długo się nie odzywała.Może zmęczyło ją że ciągle dzwoni pierwsza i pyta co u mnie,nie pamiętam kiedy zapytałam co u niej,czuję się okropnie odtrąciłam ją.Następnego dnia do niej zadzwonię i ją przeproszę za swoje zachowanie.
Wyciągam z małej szafki moje ulubione perfumy o zapachu kwiatów,dostałam je od Peety na urodziny.Zapach jest delikatny,nie mdlący jak te które wlewali ma mnie przygotowując mnie na 'pokazanie się sponsorom'.
Nagle ktoś puka,pośpiesznie otwieram drzwi łazienki i wychodzę szybko co powoduje że wpadam na blondyna.Łapie mnie w pasie i podtrzymuje,zatapiam się w jego błękitnych oczach.Uśmiecha się i zbliża się twarzą do mojego obojczyka.Czuję się zawstydzona.
-Ładnie pachniesz-mówi i uśmiecha się jeszcze szerzej.-Idziemy?
-Dzięki,idziemy-czuje jak na mojej twarzy wykwitły rumieńce.
czwartek, 7 kwietnia 2016
Rozdział 3.Szczęście
Przepraszam,rozdział miał być we wtorek (tak wiem że dziś już czwartek XD) troszkę się opóźniło,ale wynagrodzę to :* jeżeli ktoś w ogóle czyta proszę o komentarze jak zwykle :D naprawdę mi tym pomagacie =)~Kat -----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Budzę się przed 10. Łóżko na drugiej połowie jest zimne. Nie ma go tu,to był sen? Dziwne. Był taki realistyczny,że aż ciężko mi uwierzyć. To może przez te leki od doktora Aureliusa. No bo co miałby tu robić? Głupia Katniss. Peeta jest w Kapitolu i możliwe że już nie wróci.Od tego snu z Peetą spałam tak spokojnie jak nigdy,uśmiecham się do siebie. Znów mogłam zobaczyć jego piękne niebieskie oczy pełne miłości i troski. Poczuć się bezpiecznie w jego silnych ramionach a zarazem tak delikatnych. Czuć się szczęśliwą. Wyciągam perłę którą dostałam od niego podczas trwania naszych drugich Igrzysk. Ona po części pomogła mi przetrwać,to tak jakbym miała cząstkę jego. Kocham go,zawsze go kochałam. On też mnie kocha..nie, kochał. Karcę się w myślach,on Cię nienawidzi. Tyle razy go zraniłam,tego nie da się nawet zliczyć. Połowa winy należy do Snowa,
skrzywdził go. Choć to też przeze mnie. Znajdzie sobie kogoś nowego,zapomni o mnie. Może już sobie kogoś znalazł i dlatego nie wraca. Nagle ktoś otwiera drzwi. Mój wzrok staję się otępiały,zamieram,padam na łóżko. To nie był sen.
-Katniss,Katniss co Ci jest?-jego głos się łamie,wyrywa mnie z omdlenia.
-Peeta-łapie go w żelaznym uścisku.Prawie brakuje mu tchu,ale oddaje przytulenie.
-Co taka zaskoczona? Przestraszyłaś mnie-mówi,czuję łaskotanie ciepłego powietrza o płatek ucha.
-Jesteś tu-puszczam go i patrze mu w oczy.
-Już wczoraj byłem Katniss-uśmiecha się pokazując uzębienie.
-Jaa..myślałam że to był sen.
-Często śnią Ci się takie sny?-mówi uśmiechnięty.
-Niestety nie-spuszczam wzrok na poszewkę kołdry. Łapie mnie za podbródek i podnosi bym na niego spojrzała.
-Tęskniłem-mówi.Nagle jakieś dziwne uczucie przepływa przez moje ciało,to chyba szczęście,motylki w brzuchu.Odpowiadam krótko
-Ja też.
Blondyn poszedł pod prysznic,nie chciałam by szedł do siebie. Walizkę z ubraniami ma u mnie,stoi na holu. Powiedział że mi wszystko wytłumaczy,że pójdziemy na spacer i powie co się z nim działo gdy nie było go w 12.
Zostawił mi śniadanie na stoliku koło łóżka. Mój głód podsyca zapach serowych bułek. Kocham je,Peeta dobrze o tym wie. Przeżuwam kawałek bardzo powoli. Analizuje wszystko jakbym nie wierzyła że to naprawdę się stało. Gdy kończę gramolę się z łóżka i idę do szały.To jakiś koszmar kupa (XD) przetartych dżinsów,rozciągnięte bluzki. Nawet nie pamiętam kiedy coś prałam. Śmieję się w duchu,ja nigdy nic nie prałam. Lecę na bok szafy z sukienkami,oczywiście od Cinny. Przez chwilę mam łzy w oczach,ale nie płacze. Biorę zieloną sukienkę sięgającą mi do kolan,ma lekki dekolt. Jest lato,ale nawet w lecie się tak nie ubieram. Nie wiem czemu postanowiłam dziś to założyć, a może wiem tylko boję się przyznać.
Blondyn wychodzi z łazienki,mokre kosmyki spadają mu na czoło. Uśmiecham się,ale mu tego nie pokazuję,udaję że nie słyszałam jak wyszedł. Opiera się o framugę drzwi i czuję jego wzrok na mnie. Patrzy jak plotę warkocz. Odzywa się po chwili
-Jesteś piękna.
Rumienie się. Niebieskooki widząc to zaczyna się śmiać cichutko.
-Z czego się śmiejesz?-próbuję mówić groźnie,ale niezbyt mi to wychodzi.
-Z Ciebie-mówi,podbiega do mnie łapie w pasie i przerzuca przez ramię.
-Peeta natychmiast mnie postaw-śmieję się. Zbiega ze schodów. Mimo protezy Peeta nieźle sobie radzi.
-Mam Cię puścić?-udaje że mnie zrzuca.
-Nie teraz-krzyczę. Śmiejemy się z siebie.Zachowujemy się jak dzieci,duże dzieci.
Staję na werandzie i dopiero mnie puszcza,siada na huśtawce i poklepuje miejsce obok,gdzie mam usiąść. Obejmuję mnie ramieniem,wtulam się w niego i tak siedzimy dopóki nie przyjedzie Haymitch.
Budzę się przed 10. Łóżko na drugiej połowie jest zimne. Nie ma go tu,to był sen? Dziwne. Był taki realistyczny,że aż ciężko mi uwierzyć. To może przez te leki od doktora Aureliusa. No bo co miałby tu robić? Głupia Katniss. Peeta jest w Kapitolu i możliwe że już nie wróci.Od tego snu z Peetą spałam tak spokojnie jak nigdy,uśmiecham się do siebie. Znów mogłam zobaczyć jego piękne niebieskie oczy pełne miłości i troski. Poczuć się bezpiecznie w jego silnych ramionach a zarazem tak delikatnych. Czuć się szczęśliwą. Wyciągam perłę którą dostałam od niego podczas trwania naszych drugich Igrzysk. Ona po części pomogła mi przetrwać,to tak jakbym miała cząstkę jego. Kocham go,zawsze go kochałam. On też mnie kocha..nie, kochał. Karcę się w myślach,on Cię nienawidzi. Tyle razy go zraniłam,tego nie da się nawet zliczyć. Połowa winy należy do Snowa,
skrzywdził go. Choć to też przeze mnie. Znajdzie sobie kogoś nowego,zapomni o mnie. Może już sobie kogoś znalazł i dlatego nie wraca. Nagle ktoś otwiera drzwi. Mój wzrok staję się otępiały,zamieram,padam na łóżko. To nie był sen.
-Katniss,Katniss co Ci jest?-jego głos się łamie,wyrywa mnie z omdlenia.
-Peeta-łapie go w żelaznym uścisku.Prawie brakuje mu tchu,ale oddaje przytulenie.
-Co taka zaskoczona? Przestraszyłaś mnie-mówi,czuję łaskotanie ciepłego powietrza o płatek ucha.
-Jesteś tu-puszczam go i patrze mu w oczy.
-Już wczoraj byłem Katniss-uśmiecha się pokazując uzębienie.
-Jaa..myślałam że to był sen.
-Często śnią Ci się takie sny?-mówi uśmiechnięty.
-Niestety nie-spuszczam wzrok na poszewkę kołdry. Łapie mnie za podbródek i podnosi bym na niego spojrzała.
-Tęskniłem-mówi.Nagle jakieś dziwne uczucie przepływa przez moje ciało,to chyba szczęście,motylki w brzuchu.Odpowiadam krótko
-Ja też.
Blondyn poszedł pod prysznic,nie chciałam by szedł do siebie. Walizkę z ubraniami ma u mnie,stoi na holu. Powiedział że mi wszystko wytłumaczy,że pójdziemy na spacer i powie co się z nim działo gdy nie było go w 12.
Zostawił mi śniadanie na stoliku koło łóżka. Mój głód podsyca zapach serowych bułek. Kocham je,Peeta dobrze o tym wie. Przeżuwam kawałek bardzo powoli. Analizuje wszystko jakbym nie wierzyła że to naprawdę się stało. Gdy kończę gramolę się z łóżka i idę do szały.To jakiś koszmar kupa (XD) przetartych dżinsów,rozciągnięte bluzki. Nawet nie pamiętam kiedy coś prałam. Śmieję się w duchu,ja nigdy nic nie prałam. Lecę na bok szafy z sukienkami,oczywiście od Cinny. Przez chwilę mam łzy w oczach,ale nie płacze. Biorę zieloną sukienkę sięgającą mi do kolan,ma lekki dekolt. Jest lato,ale nawet w lecie się tak nie ubieram. Nie wiem czemu postanowiłam dziś to założyć, a może wiem tylko boję się przyznać.
Blondyn wychodzi z łazienki,mokre kosmyki spadają mu na czoło. Uśmiecham się,ale mu tego nie pokazuję,udaję że nie słyszałam jak wyszedł. Opiera się o framugę drzwi i czuję jego wzrok na mnie. Patrzy jak plotę warkocz. Odzywa się po chwili
-Jesteś piękna.
Rumienie się. Niebieskooki widząc to zaczyna się śmiać cichutko.
-Z czego się śmiejesz?-próbuję mówić groźnie,ale niezbyt mi to wychodzi.
-Z Ciebie-mówi,podbiega do mnie łapie w pasie i przerzuca przez ramię.
-Peeta natychmiast mnie postaw-śmieję się. Zbiega ze schodów. Mimo protezy Peeta nieźle sobie radzi.
-Mam Cię puścić?-udaje że mnie zrzuca.
-Nie teraz-krzyczę. Śmiejemy się z siebie.Zachowujemy się jak dzieci,duże dzieci.
Staję na werandzie i dopiero mnie puszcza,siada na huśtawce i poklepuje miejsce obok,gdzie mam usiąść. Obejmuję mnie ramieniem,wtulam się w niego i tak siedzimy dopóki nie przyjedzie Haymitch.
niedziela, 3 kwietnia 2016
Rozdział 2. Sen
Witam,dziękuję za tyle wyświetleń <3 i komentarz XD
-Uciekaj! Peeta uciekaj!-krzyczę ostatkiem sił.Blondyn biegnie,ale już po chwili jeden łapie go za nogę,upada.Chłopak próbuje się bronić. Zmiechy wskakują na niego i odrywają najpierw części ubrania. Później szarpią go za rękę. Wymiotuje. Chce do niego biec,pomóc mu lecz nogi dalej odmawiają mi posłuszeństwa. Peeta leży w kałuży własnej krwi,nie rusza się. Krzyczę,ale to bezsensu. Moje serce rozpada się na tysiąc kawałeczków.
Z lasu wyłania się postać człowieka, próbuje zwrócić na siebie uwagę potworów. To morfalinistka z dystryktu 6. Potwory ruszają za nią w pogoń. Zaskoczona czołgam się w kierunku Peety. Nagle słychać wystrzał i zdjęcie blondyna ukazuję się na niebie. Zaczynam szlochać głośno i łapie jego poharatane ciało w objęcia. Topię się we własnych łzach. Przymykam oczy na chwilę i czuję że jestem w zimnej wodzie. Rozglądam się dookoła,nic nie rozumiem. Przypomina mi to arenie trzeciego ćwierćwiecza poskromnienia. Niedaleko mnie zauważam chłopaka unoszącego się na wodzie. Peeta. Ile sił płynę w jego stronę, przyciągam go do siebie i ciągnę na brzeg. Potrząsam nim i krzyczę jak głupia. Słysze poduszkowiec który przylatuje po ciała. Po co on tutaj? Jest już nad nami, wysuwa metalowe szczypce i łapie blondyna w pasie. -Zostawcie go! On żyje- krzyczę. Jego ciało jest wysoko. Zaczynam łkać,gardło mam zdarte.
-Katniss ! -ktoś potrząsa moim ciałem.
-Katniss obudź się,proszę-ten głos... Otwieram oczy i widzę go, mojego niebieskookiego chłopca z chlebem.
-Peeta-mówię przez łzy.
-Cii..jestem przy tobie-mówi. Dopiero uświadamiam sobie że jestem w jego potężnych ramionach,które dają mi bezpieczeństwo.
-Peeta zostań ze mną,proszę-mówię szybko,bojąc się odpowiedzi.
-Zawsze-odpowiada.
Pozwalam mu położyć się wygodniej na łóżku. Uspokajam się jeszcze parę minut i zasypiam w jego objęciach.
Temat oklepany przez wiele blogów,ale podoba mi się ten rozdział.Zapraszam do komentowania ;)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Leże na ziemi i patrzę jak z pyska zmiecha spływa ślina prosto na mój policzek. Chce uciec,ale nie mogę ruszyć niczym poza mięśniami twarzy. Drugi zmiech wskakuje na mnie i przygniata jeszcze mocniej do chłodnej ziemi,żebym nie uciekła,choć to i tak nie możliwe. Zaczynam krzyczeć i błagać o pomoc gdy szarpią moimi kończynami,dla nich jestem tylko pożywieniem. Nagle ktoś zza krzaków zaczyna rzucać kamieniami w potwory. Peeta,chce mi pomóc. Zmiechy wypatrują ofiary i gdy w końcu go dostrzegają zaczynają biec w jego stronę. Mnie zostawiają "niedokończoną".-Uciekaj! Peeta uciekaj!-krzyczę ostatkiem sił.Blondyn biegnie,ale już po chwili jeden łapie go za nogę,upada.Chłopak próbuje się bronić. Zmiechy wskakują na niego i odrywają najpierw części ubrania. Później szarpią go za rękę. Wymiotuje. Chce do niego biec,pomóc mu lecz nogi dalej odmawiają mi posłuszeństwa. Peeta leży w kałuży własnej krwi,nie rusza się. Krzyczę,ale to bezsensu. Moje serce rozpada się na tysiąc kawałeczków.
Z lasu wyłania się postać człowieka, próbuje zwrócić na siebie uwagę potworów. To morfalinistka z dystryktu 6. Potwory ruszają za nią w pogoń. Zaskoczona czołgam się w kierunku Peety. Nagle słychać wystrzał i zdjęcie blondyna ukazuję się na niebie. Zaczynam szlochać głośno i łapie jego poharatane ciało w objęcia. Topię się we własnych łzach. Przymykam oczy na chwilę i czuję że jestem w zimnej wodzie. Rozglądam się dookoła,nic nie rozumiem. Przypomina mi to arenie trzeciego ćwierćwiecza poskromnienia. Niedaleko mnie zauważam chłopaka unoszącego się na wodzie. Peeta. Ile sił płynę w jego stronę, przyciągam go do siebie i ciągnę na brzeg. Potrząsam nim i krzyczę jak głupia. Słysze poduszkowiec który przylatuje po ciała. Po co on tutaj? Jest już nad nami, wysuwa metalowe szczypce i łapie blondyna w pasie. -Zostawcie go! On żyje- krzyczę. Jego ciało jest wysoko. Zaczynam łkać,gardło mam zdarte.
-Katniss ! -ktoś potrząsa moim ciałem.
-Katniss obudź się,proszę-ten głos... Otwieram oczy i widzę go, mojego niebieskookiego chłopca z chlebem.
-Peeta-mówię przez łzy.
-Cii..jestem przy tobie-mówi. Dopiero uświadamiam sobie że jestem w jego potężnych ramionach,które dają mi bezpieczeństwo.
-Peeta zostań ze mną,proszę-mówię szybko,bojąc się odpowiedzi.
-Zawsze-odpowiada.
Pozwalam mu położyć się wygodniej na łóżku. Uspokajam się jeszcze parę minut i zasypiam w jego objęciach.
sobota, 2 kwietnia 2016
Rozdział 1. Tęsknota
Witam serdecznie na moim blogu :D <3 Z góry przepraszam za wszystkie błędy,dopiero zaczynam.Wszystkie opinie mile widziane :* Będę się podpisywać ~Kat .
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Siedzę na schodach mojego domu i zaglądam w jego okno.Czekam aż wyjdzie,ale i tak się nie doczekam.Peety tu nie ma.Hamyitch powiedział że pojechał do Kapitolu na dodatkowe badania i zapas leków.Dlaczego sam mi tego nie powiedział? Dlaczego się nie pożegnał?
Wróciłam z polowania,dawno byłam w lesie,po tym tym wszystkim co się stało nie miałam sił ani chęci.Las przypominał mi arenę,to straszne.Dziś jednak się przełamałam,trochę z nudów,trochę z chęci zaczerpnięcia świeżego powietrza.Przypomniałam sobie że to mój drugi dom.
Idę w stronę domu Haymitcha. Na początku pukam do drzwi,po dłuższej chwili gdy nikt nie odpowiada łapie za klamkę i wchodzę.Od razu wyczuwam smród alkoholu.Zatykam nos i idę do salonu. Zauważam staruszka na półprzytomnego leżącego na kanapie z butelką w ręku.
-Witaj,skarbie-odzywa się nie otwierając oczu.
-Cześć-mówię oschle.
-Co Cię do mnie sprowadza?-mówi i lokuje się w pozycje siedzącą.
-Nie mogę już wysiedzieć w tym domu.-nie wiem czemu mu się zwierzam,po prostu czuję że muszę się przed kimś wygadać.Hamitych jest ważną osobą w moim życiu,to on pomógł mi przetrwać igrzyska i wojnę.Jest dla mnie jak ojciec.
-Czemu po prostu do niego nie zadzwonisz? -wyrywa mnie z rozmyśleń.
-Do kogo?-udaję że nie wiem o kogo chodzi.
-Dobrze wiesz do kogo,skarbie-mówi.Podnosi butelkę i piję parę łyków tego ohydnego napoju zwanego alkoholem.
-Nie mam mu nic do powiedzenia-kłamię.
-Proszę Cię,każdego dnia tęsknisz za nim coraz bardziej.
Nagle łzy napływają mi do oczu.Nie wiedziałam że aż tak mnie zna.
-No chodź tu do mnie-mówi i roztwiera ramiona by móc mnie przytulić.Nic nie mówię tylko podchodzę do niego i pozwalam łzom płynąć.Nie wiedziałam że jestem taka krucha.On ma racje bardzo za nim tęsknie.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Siedzę na schodach mojego domu i zaglądam w jego okno.Czekam aż wyjdzie,ale i tak się nie doczekam.Peety tu nie ma.Hamyitch powiedział że pojechał do Kapitolu na dodatkowe badania i zapas leków.Dlaczego sam mi tego nie powiedział? Dlaczego się nie pożegnał?
Wróciłam z polowania,dawno byłam w lesie,po tym tym wszystkim co się stało nie miałam sił ani chęci.Las przypominał mi arenę,to straszne.Dziś jednak się przełamałam,trochę z nudów,trochę z chęci zaczerpnięcia świeżego powietrza.Przypomniałam sobie że to mój drugi dom.
Idę w stronę domu Haymitcha. Na początku pukam do drzwi,po dłuższej chwili gdy nikt nie odpowiada łapie za klamkę i wchodzę.Od razu wyczuwam smród alkoholu.Zatykam nos i idę do salonu. Zauważam staruszka na półprzytomnego leżącego na kanapie z butelką w ręku.
-Witaj,skarbie-odzywa się nie otwierając oczu.
-Cześć-mówię oschle.
-Co Cię do mnie sprowadza?-mówi i lokuje się w pozycje siedzącą.
-Nie mogę już wysiedzieć w tym domu.-nie wiem czemu mu się zwierzam,po prostu czuję że muszę się przed kimś wygadać.Hamitych jest ważną osobą w moim życiu,to on pomógł mi przetrwać igrzyska i wojnę.Jest dla mnie jak ojciec.
-Czemu po prostu do niego nie zadzwonisz? -wyrywa mnie z rozmyśleń.
-Do kogo?-udaję że nie wiem o kogo chodzi.
-Dobrze wiesz do kogo,skarbie-mówi.Podnosi butelkę i piję parę łyków tego ohydnego napoju zwanego alkoholem.
-Nie mam mu nic do powiedzenia-kłamię.
-Proszę Cię,każdego dnia tęsknisz za nim coraz bardziej.

-No chodź tu do mnie-mówi i roztwiera ramiona by móc mnie przytulić.Nic nie mówię tylko podchodzę do niego i pozwalam łzom płynąć.Nie wiedziałam że jestem taka krucha.On ma racje bardzo za nim tęsknie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)